sobota, 31 sierpnia 2013

Obiecana notka

Soł... Welcome back!

Zapraszam na sequel 'Socially Awkward', pod tytułem 'I'm awesome dream'.

Adres; http://sociallyawkwardsequel.blogspot.com/

Do zobaczenia na nowym blogu ! <3


sobota, 27 kwietnia 2013

Epilog. "Za mały jest świat na nasze życie."

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.


Chowam pamiętnik do plecaka. Wstaję ze swojego miejsca. Na ciemnozielonym mundurze widnieje tabliczka z moim nazwiskiem. Samolot do Afganistanu ląduje, zmierzam razem z innymi znajomymi z jednostki w jego kierunku. Ostatni raz, tęsknym wzrokiem patrzę na panoramę Londynu skąpanego słońcem i wsiadam. 

Rozpoczynam nową drogę życia. 

__________________________________

Tak więc koniec. c:
Ale spokojnie, powstanie sequel Socially Awkward. Na tym blogu pojawi się link do części drugiej, gdzie będzie ciąg dalszy tego tylko pod inną nazwą i wyglądem. 
MOJE INNE BLOGI:
Before dawn the night is darkest.
Bad things happen for a reason.
I TUMBLR:
shallbemine.tumblr.com
Do następnej, szczęśliwej notki o sequelu. Kocham was i dziękuję za to że tu byliście, czytaliście i komentowaliście. <3

wtorek, 23 kwietnia 2013

XI.

Idę przez pokój, omijam szerokim łukiem brudny stół. Siadam na ciemnozielonym fotelu i przymykam oczy. Gorąco łaskocze moje gardło - niestety chore. Poprawiam szalik i kładę nogi na stoliku.
Siada na ławeczce w ogrodzie i rozgląda się. Jej jasne oczy z rozbawieniem przyglądają się temu niezwykłemu miejscu. Mam ochotę krzyczeć ze szczęścia, ale gryzę się w język i siadam obok niej.
- Nath, dlaczego tu jesteśmy? - pyta i całuje mnie w policzek. 
- Cóż, mam małe pytanie. - mówię nerwowo i przyklękuję na lewym kolanie. Wyciągam granatowe pudełeczko, a w nim schowany pierścionek z lśniącym diamentem. 
- Boże... - uśmiecha się i zasłania usta dłonią.
- Evo, wyjdziesz za mnie?
- Tak... - szepcze i składa na moich spierzchniętych ustach pocałunek, który brzmi jak obietnica. 
Otwieram oczy i uśmiecham się sam do siebie. Zaledwie tydzień temu, nie byłem pewien czy będę na zawsze szczęśliwy. Teraz już wiem. Wiem że będę szczęśliwy.
Wstaję i chwytam ciemną torbę podróżną. Moja taksówka już czeka. Wsiadam do pojazdu, po chwili nasz dom znika mi z oczu. Zegarek w telefonie ukazuje 22.28. Po dziesięciu minutach znajduję się pod szpitalem. Wysiadam, płacę kierowcy i wchodzę do znienawidzonego budynku. Witam się z lekarzem prowadzącym, który ubrany jest w czysto biały kitel lekarski. Przebieram się i kładę na łóżku szpitalnym, za kilka godzin będę miał operację gardła. Po niej rutynowe badania wojskowe.
Nathan James Sykes idzie do wojska.
Uśmiecham się na tę myśl. Śpiewanie to jedno, jednak powołanie to drugie, ważniejsze. W mojej skrzynce odbiorczej jest pełno wiadomości od chłopaków, naściemniałem im że tylko idę na operację gardła. Jak dobrze że są łatwowierni i mi uwierzyli.

Dwa dni później.
- Pan Nathan James Sykes, zapraszam. - woła wysoki, barczysty mężczyzna o oliwkowej cerze i ciemnych oczach. Jego ubiór opina zalety ciała, jednak nie wywołuje na mojej twarzy uśmiechu. Wchodzę do drewnianego gabinetu i siadam na stołku, który wyjątkowo 'wrzyna' mi się w tyłek.
- I...? - pytam z nieukrywaną nadzieją.
- Cóż... Nathanie Sykesie, witam w Królewskiej Armii Brytyjskiej. - uśmiecha się i podaje mi rękę.

___________________________
Krótki, przepraszam.
I tak cudem cokolwiek wyciągnąłem z siebie.
Ten rozdział był napisany dwa tygodnie temu, jednak ostatkami sił go dodaje.
Pa.

niedziela, 7 kwietnia 2013

X.

Ten rozdział będzie pisany w narracji trzecioosobowej.
Jest dla mnie bardzo uczuciowy i bolesny.
+
*********************************************************************************
Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. 

Tom jako pierwszy wchodzi do domu. Za nim wchodzi grupka śmiejących się osób, wspominających świetny film o zombie zakochującym się w dziewczynie. Pozornie wszystko jest okej. Parker wspina się po schodach do pokoju Nathana. Puka i otwiera drzwi. Widok przednim zwala go z nóg. Podbiega do nieprzytomnego, sinego chłopaka i sprawdza puls. Jest znikomy. Woła resztę by zadzwonili na pogotowie, sam przystępuje do reanimacji. Nie zna się na tym, ale podejmuje próbę dla przyjaciela. Ryzykuje. W końcu do odważnych świat należy, a bez Nathana to motto dla niego nie istnieje. Po 5 minutach przyjeżdża karetka i zabiera bladego jak biała woalka chłopaka, pozwalając niestety na robienie zdjęć przez paparazzich. Przyjaciele jadą z nim, nie mogą go opuścić. Oni wszyscy są jednością. 

Mijają dwa tygodnie, od chwili w której Nathan Sykes przedawkował kokainę. Przeżył, wybudził się ze śpiączki, jednak zmienił się. Być może przez narkotyk. Być może przez wspomnienia i przeżycia. Jest nonszalancki, ignorant, przez chwilę wydaję się bez serca. Często zapomina o swojej dziewczynie, ukochanej którą tak bardzo kocha. 
Nie było dnia bez łez Evy. Nieznacznych, jednak mocno rytych w sercu. Z niepokojem i smutkiem obserwuje zmiany u Nathana, zmiany na gorsze. Często zdawały się pojawiać w jej głowie pytania. Czyżby zaprzedał swą duszę diabłu? 
Nathan nie miał zamiaru się zmieniać. Uważa że Bóg nie istnieje, bo jeśli by istniał, nie dotknęło by go tyle złych rzeczy. Błędne myślenie. Bawi się żyletką, błyszczącą w kieszeni nawet podczas wywiadów. To go uspakaja. Każdej nocy powraca do niego koszmar z dzieciństwa. Rodzice, Jessica i mała siostrzyczka, która przez zwykły przypadek zginęła. Trzyma to w sobie, głęboko schowane które ujawnia się jak czarna mara w postaci krwi, bólu i żyletki. Nie chce ranić na nowo swoich bliskich, dlatego zamyka się w pokoju i przesiaduje tam godzinami. 
Postanowił przeczytać Buszującego w zbożu. 
Babcia mu kiedyś oznajmiła, że tę książkę trzeba przeczytać w odpowiednim momencie swojego życia. On czuje że to właśnie teraz, tak też wypożyczył ją z pobliskiej biblioteki i czyta skulony w bladym świetle księżyca, trzymając w drugiej ręce żyletkę "w razie czego". Boi się że ktoś przyjdzie, zrobi mu krzywdę. Nathan nie może na to pozwolić, nie śpi tylko czyta. Czeka. 


sobota, 6 kwietnia 2013

Ogłoszenie.

Zapraszam na mojego bloga - let-me-take-you-higher.blogspot.com .

Nie wiem czy będę dalej prowadzić tego bloga... Być może skończe jego tragicznie. Nie z powodu braku weny, mam blogi i tumblra, ale to wszystko tutaj jest strasznie pogmatwane + mało jest komentarzy chociaż to czytacie.

Rozdział się niedługo pojawi, ale prawdopodobnie będzie on jednym z ostatnich.

Tak jak wyżej, zapraszam na nowego bloga.

Kocham was, Krystian. !

środa, 3 kwietnia 2013

IX.

Wstaję i kręcę się w garderobie. Ciężko coś znaleźć. Zakładam białą bluzkę i czarne rurki. Minimalistycznie, to mi odpowiada. Zerkam na smacznie śpiącą Evę, wygląda jak anioł. Mamrocze przez sen, a ja całuję ją w czoło. Psikam się Hugo Bossem i zaczynam kasłać. Schodzę na dół, gdzie zaparzam sobie czarną kawę. Spoglądam na zegarek, wskazujący 9.35. Dopijam kawę, zakładam buty i kurtkę. Wychodzę z domu. Lekkim krokiem przechodzę przez park, gdzie w umówionym, zacienionym miejscu zatrzymuję się.

Usiadłem przy biurku i zacząłem szukać książki, gdy wypadła kartka misternie złożona. Rozłożyłem ją i rozpoznałem staranne pismo Evy." Kocham go. Z każdą chwilą uświadamiam sobie to na nowo. Odmienił moje życie, sprawił że chce mi się żyć. Dobrze że nie zauważył śladów od żyletki na moim ciele. Teraz już tego nie robię, jednak blizny są i zostaną już na zawsze. Nathan jest moim agresywnym aniołkiem. Kocham go, ale..."Schowałem karteczkę i wtedy doszło do mnie parę rzeczy. Parę istotnych rzeczy.

W końcu pojawia się zakapturzona postać, kiwająca do mnie. Uśmiecham się i wskazuję aktualne miejsce pobytu. Podchodzi do mnie i bez ceregieli podaje paczuszkę, którą chowam od razu do kieszeni.- Masz, zwykła stawka. W razie czego wiesz gdzie mnie szukać. - puszcza oczko i odchodzi szybkim aczkolwiek luźnym krokiem. Mierzwię zimnymi palcami włosy, po czym idę do kawiarni "Down coffe".Gorąca kawa piecze mnie w język, zostawiając w ustach mocny i lekko nieprzyjemny smak. Bawię się serwetką. Płacę mechanicznie i zostawiam napiwek, wychodząc kiwam Amy na pożegnanie. W niezwykłym spokoju dochodzę do domu. Rzucam klucze na szafkę i rozglądam się, nikogo w domu. Pojechali z pewnością gdzieś. Wchodzę do pokoju i przebieram się. Uśmiecham się smutno do swojego odbicia w lustrze. Siadam po turecku na łóżku, przede mną stoi mały stoliczek. Wysypuję na niego zawartość paczuszki. Szumi mi w uszach, gorącą oblewa całe moje ciało, jednak to mnie nie powstrzymuje. Oddzielam od siebie błyszczącym lusterkiem poszczególne 'ścieżki'. Wdycham głośno powietrze, nachylam się i głęboko wciągam proszek, zwany potocznie kokainą. Nic mnie nie powstrzymuję, wdycham tego więcej i więcej, aż po kilkunastu minutach czuję ekstazę która wypełnia mnie po brzegi. Moje żyły sprawiają wrażenie stalowych, a oczy wariują jak piłeczki ping-pongowe. Wstaję, lekko się chwieję. Potem zaczynam się śmiać jak opętany człowiek, może rzeczywiście nim jestem? Zbijam wszelakie szkło które wpadnie mi do ręki, nie oszczędzam zdjęć czy wazonów Max'a. Biegam jak oszalały po domu, tańcząc, śmiejąc się, śpiewając. Moje oczy przysłania mgła a ja upadam na podłogę. Zaczynam kasłać i dusić się. Rozpaczliwie, jak mysz w potrzasku, błagam o pomoc jednak na darmo. Z moich ust wydobywa się biała piana a moim ciałem wstrząsają coraz potężniejsze drgawki.

czwartek, 28 marca 2013

VIII.

- Jest w porządku Nathan! - woła Eva, krzątając się po sali.
- Może jednak ci pomogę? - ponownie pytam, jednak milknę kiedy widzę jej wściekłe oczy. Jest słodka jak się złości. 
- Uuu, kłótnia małżeńska? - uśmiecha się od ucha do ucha Tom a ja przewracam oczami.
- Parker, Sykes odwrócić się. - odpiera Andrews a my się odwracamy.
Po pięciu minutach widzę Evę ubraną w turkusową tunikę idealnie kontrastującą z jej barwą tęczówek. Tom pogwizduje z zachwytu a ja mu daję kuksańca w bok. Łapię pierwszy jej torbę i wychodzimy ze szpitala, trzymając się za ręce.
Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Na razie.
Wymijamy reporterów, którzy zadają jak zwykle pełno pytań. Czasami to jest irytujące. Wsiadamy do samochodu podstawionego przez Kevina, po czym odjeżdżamy ze szpitala, który był świadkiem tylu emocji. Eva uśmiecha się do mnie, a ja całuję ją w policzek. Rumieni się. Robię sobie zdjęcie z chłopakami i Evą i dodaję na twitterze. Nie mija kilka sekund a na portalu wybucha zamęt. Chowam telefon do kieszeni i spoglądam przez okno. Szybę zdobi kilkanaście smug deszczu, który przypomina mi monotonię. Wzdycham, a moje zmieszanie zauważa Jay. Trąca mnie kolanem w udo a ja się do niego odwracam.
- Hm..? - unoszę brew i przygryzam nerwowo wargę. Gdyby ktoś wiedział o czym myślę...
- Wydoroślałeś, Nathan. - uśmiecha się ciepło.
- Mhm. - mamroczę. Inteligentna rozmowa.
- Mógłbyś zdobyć się na coś więcej niż 'Mhm'?
- Tak.
- Sukces normalnie, Nathan umie normalnie mówić. - śmieje się Max, a ja kolejny raz tego dnia wywracam oczami.
Kilka dni później nic się nie zmienia. Przepełnia mnie melancholia, pomieszana z lekką goryczą. Czyżbym rzeczywiście wydoroślał? To pytanie krąży mi po głowie ciągle, i ciągle nie dając mi krzty spokoju. Mój wzrok utkwiony jest w ramce ze zdjęciem The Wanted. Pomyśleć że 4 lata temu nie przejmowaliśmy się praktycznie niczym, tylko interesowaliśmy się sławą i fanami.
A teraz?
Teraz sam nie wiem, w którą iść stronę. Czuję się, jakbym stał na rozdrożu dróg. Ważny dla mnie jest zespół, jak i Eva, ale też przede mną stoją studia. Tak, Nathan Sykes chce iść na studia. Pięć minut sławy mam za sobą, czas by zająć się dalszym kształceniem. Bo przecież TW nie będzie istniało do końca życia. Mam przeczucie że niedługo coś ważnego nastąpi...

Proszę. Specjalnie dla was, dodałem dzień wcześniej. Słabeusz ze mnie.
Co myślicie o drodze dojrzenia Nathana?
Mi się tam podoba, wydoroślał, lepiej myśli. ^^
Enjoy. xx

niedziela, 10 marca 2013

VII.

Czuję się tak, jakby mój najgorszy koszmar się spełniał. W sumie tak jest.
Trzymam jej rękę. Nie chcę puścić, bo boję się że odejdzie. jej serce wolno pracuje, co ma swoje skutki w wyglądzie. Jest blada jak porcelana i ma czerwone niczym pomalowane kredką obręcze wkoło oczu. Mimo tego dla mnie jest piękna. Jest moim aniołem. Nachylam się i całuję ją w chłodny policzek. Przez chwilę mam nadzieję że dzięki temu się obudzi. Niestety. Nie mam już łez. Ostatnie dni spędziłem na płakaniu. Nie wychodziłem z jej sali i nadal nie wychodzę. Chłopaki mnie wspierają, jednak ja nie mam siły. Wielokrotnie ludzie tak mówią, w najgorszych momentach swojego życia. Jednak tak jest dla mnie. Na brzuchu i biodrach nie ma już miejsca na nowe blizny. Tłamszę w sobie smutek i gniew. Gdybym nie poszedł na ten most... Kilka tygodni temu myślałem że zacznę nowe życie. Życie od nowa. A jednak, Bóg ma inne plany co do mnie. Teraz nie myślę o szczęściu, bo szczęścia zaznam tylko przy Evie, a ona umiera. Uratować ją może również transfuzja. Ale ja jej nie mogę oddać krwi i nie wiadomo czy nie umrze na stole operacyjnym. Nie chcemy ryzykować, chociaż na dobro sprawy ryzykować nie chce jej ojciec. Mimo próśb nie zgadza się. Nie rozumiem tego jak on myśli, kocha swoją córkę ale nie chce jej ratować.
Podchodzę do mężczyzny z kruczoczarnymi oczami. Jej ojciec. Kompletnie nie są podobni do siebie.
- Nathan... - wzdycha a ja spuszczam wzrok. Łzy napływają do moich oczu, jednak nie chcę okazywać mu mojej słabości. - Zgadzam się. Niech lekarz wpiszę Evę na listę.
- Dziękuję panu. - odpowiadam i idę do salki lekarskiej. Przekazuję decyzję pana Andrews. Tom kładzie mi rękę na ramieniu i głęboko wpatruje się w moje jasne oczy.
- Bez względu na wszystko jesteśmy z tobą, słyszysz? - pyta a ja kiwam głową.
- Tak.
- Chyba jednak nie. - piorunuje mnie wzrokiem i przytula. Wzdycham i opieram głowę na jego ramieniu. Zamykam oczy, jakbym chciał odpędzić koszmar.
Stukanie starej laski. Otwieram oczy. Znajduję się w pomieszczeniu, o dębowych panelach. Przypomina bibliotekę. Mój dziadek patrzy na mnie, złoty sygnet błyszczy na małym palcu.
- Nathanie... Droga do szczęścia prowadzi przez cierpienie. 
- Wiem, dziadku. Zawsze mi to powtarzałeś...
- Wiem że cierpisz. I że wiele wycierpiałeś. Ale nadzieję trzeba mieć do końca, do końca.
Obraz rozmywa się, jakby ktoś pofalował wodę. 
Przystawiam do ust szklankę z zimną wodą. Upijam łapczywie i odstawiam na stolik. Mój wzrok przykuwają pół-otwarte oczy Evy...

Tu Konrad, nie Krystian. Jestem jego bratem. Poprosił mnie, przed śpiączką, abym dodał za niego. Żeby was ucieszyć, umilić wam czas.
Tak, Krystian jest w śpiączce. Więcej szczegółów na jego twitterze.
Dziękujemy za wasze modlitwy. Mamy nadzieję że "Kostka" wróci do nas niedługo. xx

poniedziałek, 25 lutego 2013

VI.

Białe ściany, rażące światło. Szybko mrugam oczami. Słyszę jakieś głosy, które po chwili poznaję.
- Budzi się... - mówi kobiecy głos a ja staram się podnieść. Na marne. Czuję jak raptem mój brzuch robi się mokry. Odsuwam kołdrę a moim oczom ukazuje się pokaźna kałuża krwi. Ktoś mnie zaczyna opatrywać, inny podaje zastrzyk. W końcu zasypiam.
Biegnę przez las. Zdaje się nie mieć końca. W końcu dobiegam na skraj, gdzie ukazuje mi się... pustynia. Z deszczu pod rynnę. Odwracam się i biegnę dalej. Słońce mnie przygrzewa, piasek parzy stopy. Widzę jakiś pagórek. Zbiegam z niego i znajduję się w mieście na moście. Coś na mnie trąbi aż w końcu czuję uderzenie i potężny ból.

Otwieram oczy. Kropelki potu lśnią na mojej skórze i spływają po szyi. Przecieram oczy. W sali jest ciemno, panuje noc. Jestem podłączony do maszyn i aparatur. Okno weneckie jest zasłonięte zasłonami o brudno zielonym kolorze. Opadam na poduszkę. Wspomnienia wracają do mnie w zastraszającym tempie. Staram się przewrócić na drugi bok, jednak ukłucie w żebrach mi na to nie pozwala. Wzdycham i wpatruję się w księżyc za oknem. Chciałbym być taki jak on. Świecić tylko o określonej porze, być piękny a jednocześnie tajemniczy... Od zawsze fascynowała mnie astronomia, jednak śpiew był ważniejszy. Drzwi się uchylają. Do środka wkrada się brunet, który przypatruje mi się chwile.
- Nathan, obudziłeś się? - pyta a ja unoszę brew.
- Tak. - odpowiadam cicho. Siada na krześle obok i pociera swoimi dłońmi, od czasu do czasu oblizując usta.
- Zostałeś potrącony przez samochód... - zaczyna a ja przygryzam wargę.
- Tom, porozmawiajmy jutro. - proszę błagalnie a on kiwa głową i zostawia mnie samego. 
Chłodna dłoń budzi mnie. Patrzę na czarny zegar - 10.30. Przenoszę wzrok na Parkera, który widocznie chce dokończyć rozmowę z nocy. Upijam łyk chłodnej wody i gestem dłoni nakazuję mu mówić.
- Potrzebna była transfuzja krwi... Dużo jej straciłeś, lekarze nie dawali szans. Leżałeś miesiąc. 
- Jak to...? - jąkam się.
- Normalnie. Evy krew zgadzała się z twoją, jeśli można to tak ująć. Przetoczyli w tobie jej krew. Problem w tym że... - urywa i spuszcza wzrok. - Do jej organizmu wdało się zakażenie. Ona umiera.
Fala słów dociera do mnie z siłą tak dużą, jakby w moim sercu zagościło tsunami.
Jak to jest stracić ukochaną osobę?


Jeśli czytacie, to komentujcie. Następny rozdział będzie za minimalnie 15 komentarzy. 
Przykro mi, ale naprawdę nie wiem kto to czyta i wgl. .__.
Piękny nagłówek wykonany przez BLOODYANNProductions. <3
Mój najnowszy, tym razem ostatni  blog.

piątek, 22 lutego 2013

V.

Fala adrenaliny, smutku i niewyobrażalnego gniewu włada nad moim ciałem. Z pewnością mam przekrwione oczy, bo Styles cofa się. Pcham go na ścianę i walę pięścią w brzuch. Rozglądam się i wychodzę z lokalu. Nie żebym bał się policji. Po prostu nie mogę tam zostać. Idę w kierunku mostu, na którym zazwyczaj o tej godzinie jest mały ruch, lub wcale. Siadam na chodniku, ręce opieram o metalową, chłodną barierkę. Wieje lekki wiatr, światła miasta powoli się gaszą. Wpatruję się w wodę, jakby była ostatnią deską ratunku.
Może jest?
Kręcę głową i wzdycham. Ta cała zdrada była winą Stylesa, ale Eva nie musiała iść do klubu. Nie musiała mu ufać i dawać się upić. Straciłem całkowicie do niej zaufanie. Przed oczami ukazuje mi się pewna scena.
Stałem w salonie i śmiałem się z Maxem. Leciał mecz Manchester City vs. Manchester United. Zabrakło popcornu, więc poszedłem do kuchni. Nasypałem do szklanej miski, kiedy usłyszałem szmery. Otworzyłem schowek. Tom i Eva gwałtownie od siebie się odsunęli, ich oczy świdrowały podłogę.
Teraz już wiem. Oni się prawie całowali! Prawie mnie zdradzili. Może nie teraz, ale wcześniej. Bóg wie, co mogą ukrywać przede mną. Wstaję gwałtownie, zapominając o tym że wchodzę na jezdnię. Słyszę trąbienie i zanim się orientuję co jest grane, czarne volvo z całą siłą uderza we mnie.

Tom.

Jay i Max na zmianę wydzwaniają do Nathana. Jednak ten nie odbiera. Mam najgorsze przeczucia, być może intuicja. Praktycznie nigdy mnie nie zawiodła. I wiele razy uratowała Nath'a. Krążę po pokoju, ciągle drapiąc się w kark. Eva siedzi skulona na fotelu, ma zaczerwienione oczy. Wzdycham i patrzę na nią ze smutkiem.
Więź między nami jest niezrozumiała. Przyjaźń, miłość?
Siadam na końcu stołu i staram się jak tylko mogę wytężyć mój umysł. I w końcu wpadam na pomysł. Most! Tylko tam może być. Zabieram kluczyki od samochodu, po 5 minutach jestem na moście. Policja, karetka, tłum ludzi. Próbuję się przecisnąć. Ledwo mi się udaję. Widzę policjanta, rozmawiającego z lekarzem. Jeden z nich wskazuję na ciało, przykryte białym prześcieradłem. Wystaję spod niego ręka z zegarkiem. Zegarkiem który tak dobrze znam. Zegarkiem który podarowałem na urodziny Nathanowi. Łzy uderzają we mnie z tysięczną siłą. Opadam na kolana a ciepłe łzy płyną po moich policzkach. Niebo grzmi.


Nie mówiłem na ile powracam. xd


czwartek, 21 lutego 2013

IV.

Mam rozmazany widok, nie tylko przez deszcz. Tak naprawdę żyłem w iluzji, stworzonej przez Evę i Tom'a. Siedzę przy biurku, gdzie obok mnie leży Romeo i Julia. Wzięło mnie na romanse, na opowieści o miłości wiecznej i czystej. Na łóżku leżą rzeczy Evy, gotowe do oddania właścicielce. Spycham karton na podłogę i wychodzę z pokoju. Schodzę ciężko i powoli, jak pantera gotowa do ataku. W środku czuję nienawiść, złość i smutek na Tom'a. Mam ochotę go rozszarpać, wykrzyczeć prosto w twarz. Ale wolę nie. Wolę zachować spokój i milczenie. Zakładam kurtkę. Ostatni raz rzucam pogardliwe spojrzenie i wychodzę z domu. Ciekawe czy Lindsay wie? Zastanawia mnie ta myśl. Nogi kierują mnie ku jej kawalerce. Pukam w drzwi, po chwili mi otwiera. Jest w dresie, włosy zostały zaplecione w warkocza na bok. Ściągnęła kolczyka z brwi. Gestem ręki zaprasza mnie. Rozglądam się po domu, całkiem przytulnie. Mój wzrok przykuwa obraz s stylu Art-Deco, przedstawiający kobietę w kawiarni. Siadam na jednej z zielonych puf. Z trudem przez moje gardło przeciska głos.
- Ty... wiesz że Tom i Eva.. - zaczynam ale ona gwałtownie mi przerywa.
- Nathan, ja o tym wiedziałam od samego początku.
- Kiedy?
- Trzy tygodnie temu. Wysłuchaj mnie i nie przerywaj. - nakazuje a jej twarz nie ma żadnego wyrazu.
- No to słucham. - mówię i opieram się wygodnie na fotelu.
- A więc... Eva poszła do MOS. Świetni DJ i tak dalej. Zaczepił ją jakiś chłopak... - robi pauzę i nie patrzy na mnie. Muszę go znać. - Stawiał jej drinki do upadłego. Upił ją. Poszli i uprawiali seks. Tom znalazł ją nagą, ubrał ją i odstawił tutaj. Wolał abyś uważał że on to zrobił niż ten koleś.
- Kto to był.
- Nie wiem... - nie odrywa wzroku od perskiego dywanu.
- Kto to był do cholery! - wstaję i krzyczę tak, iż dziewczyna podskakuje.
- Nie wiem. - cedzi mi prosto w twarz a ja wzdycham.
Na odczepne mówię "Pa" i wychodzę z budynku. Wchodzę do pubu i siadam przy barze. Mam przed oczami mój sen z chwili w której byłem w śpiączce. Kręcę głową, jakbym odpędzał stado much. Barman podchodzi do mnie, zamawiam bourbon. Po krótkiej chwili otrzymuję zamówienie, które zostaje natychmiast połknięte. Pali mnie lekko w gardle, nawet lepiej. mierzwię ręką włosy. Ktoś siada dwa krzesła dalej. Odwracam się i moim oczom ukazuję się Harry Styles. Przewracam oczami. Aż chcę powiedzieć:
Czy nie ma tu selekcji?
Ale w ostatniej chwili gryzę się w język. Chłopak od razu mnie zauważa. Siedzimy tak pół godziny. W końcu przy wyjściu podchodzi do mnie i z nutą nonszalancji i złośliwości przemawia.
- Eva jest niezła, nie tylko na zdjęciach... - śmieje się a we mnie wybuchają wszystkie emocje, które tkwiły od kilku dni.


Zły jestem, miałem dodać jutro. ;__;
Ale macie dzisiaj. xd
Nananananananananana, nie poprawia humoru -.-
Trzymajcie za mnie kciuki na sali zabiegowej.
Do następnego. Chyba. ♥

środa, 20 lutego 2013

III.

Uderzenie. Kolejne i kolejne. 
Niebo płacze razem ze mną. Leżę skulony na łóżku, poduszka mokra od łez. Może i zachowuję się jak kobieta, ale to naturalne zachowanie. Zdradziła mnie. Ciekawe z kim? Nie wystarczałem jej? Przerwała jedną z nici które nas łączyły. Jedną z najgrubszych i chyba najważniejszych nici. Zaufanie buduje się krok po kroku, przez wiele czasu. Eva je zburzyła i sprawiła, że nie wiem czy kiedykolwiek jej zaufam.
Przewracam się na prawy boku i wzdycham spoglądając na wspólne zdjęcie zespołu i Evy. Łzy pieką. Wstaję i strącam ramkę z biurka. Zbija się na tysiąc kawałków. Wzruszam ramionami i ponownie kładę się na łóżku. Gdyby to było kilka miesięcy wcześniej... Ale teraz, kiedy zamierzałem się jej oświadczyć. Jak zwykle coś jebnęło. Słyszę ciche pukanie do drzwi. Popisowa rola Nathana Sykesa - śpiący królewicz. Max na paluszkach podchodzi do łóżka i delikatnie przykrywa mnie kocem. Słyszę jak ciężko wzdycha.
- Biedny jesteś... - szepcze a po chwili milczenia wychodzi z pokoju.
Lecz czasami już tak bywa, że jest życiowa płyta, że nie każdy miał lekko to próbuję tu opisać.
Ja ciągle mam pod górkę, wręcz nieustannie. Owszem, sława. Ale jeśli miałbym do wyboru sława bądź szczęście, z pewnością wybrałbym to drugie.

Budzi mnie gwałtownie odsłonienie zasłoń i hałas garnków. Wzdycham i podnoszę się na łokciach. Moim oczom ukazuje się Jay uderzający łyżką w garnki i Max pchający zasłony. Wywracam oczami i wstaję. Popycham Jay'a i Max'a w kierunku drzwi.
- Tak, super. Do widzenia! - podnoszę ton i wypycham ich za drzwi. Zamykam się na klucz, słychać ich narzekanie a po chwili następuje błoga cisza. Zasnąć nie zasnę. Ubieram się ruchem żółwia, płuczę twarz. Siadam przy pianinie, łza spływa z oka. Gram jakąś melodię, gdzieś usłyszaną w radiu. Moje palce idealnie i zgrabnie biegną po białych klawiszach, a z oczu coraz bardziej płyną słone łzy. W końcu nie mogę wytrzymać, wstaję. Rozmasowuję skronie. Przekręcam klucz w drzwiach i jak zjawa schodzę po schodach. Na mój widok wszyscy wstają i robią pocieszające miny. Przyjaciele. Spuszczam wzrok i idę do kuchni, gdzie siadam na krześle. Biorę do ręki kubek z herbatą. Upijam łyk. Tom siada koło mnie. Bawi się serwetką.
- Nathan... Uważam że nie powinieneś winić Evy. - mówi.
- Czy ty siebie słyszysz? - pytam a raczej stwierdzam. odstawiam kubek.
- Tak, doskonale. Była pijana. I on też.
- Skąd ty to możesz wiedzieć, hm?
- Bo... - zawiesza wzrok na moich szklanych od łez oczach. - Bo to ja byłem. To ja zdradziłem ciebie z Nią.
Wszystko się we mnie gotuje, jak wulkan. Łzy same ciekną z oczu. Zaciskam pięści i w ostatniej chwili rezygnuję z uderzenia Parkera i walę w stół. Wymijam go i wracam do królestwa mej rozpaczy.


Taa... Jestem przewidywalny. Strasznie. :c
Zjebany dzień, humor, wszystko.
Życie. 
Które przelatuje mi przez palce jak piasek...
Przepraszam was wszystkich, nie mam już sił. Życie zasadziło mi porządnego kopniaka w tyłek.
Do następnego. Chyba.
P.s. Chciałem zareklamować bloga o The Wanted mojej kuzynki. Ma talent taki jak ja, czasem mam wrażenie że lepszy. http://dreams-loud.blogspot.com/

wtorek, 19 lutego 2013

II.

Bańki mydlane płyną między nami jak łabędzie w balecie. Eva śmieje się, biega i zbija każdą z baniek. Puszczam do niej oczko i staram się zrobić jak największą ale mi się nie udaje. Blondynka podchodzi do mnie i całuje z namiętnością. Ktoś w oddali klaszcze, jeszcze ktoś inny robi zdjęcie.
Mnie to nie interesuje. Jestem z Nią.
Trzymając się za ręce, kupujemy shake. Ja biorę waniliowy, Eva jak zwykle truskawkowy. Pianka zostaje na jej czubku nosa. Zlizuję to z niej i uśmiecham się. Ponownie rozbrzmiewa jej śmiech. Jest wreszcie szczęśliwa. Wracamy do domu, gdzie Lindsay gotuje spaghetti. Podchodzę do niej i całuję ją w policzek. Zapach sosu bolognese rozprzestrzenia się po całym domu. Wdycham go i uśmiecham. Uwielbiam to danie, szczególnie roboty Lind. Siadam przy stole, a po chwili parujące jedzenie na talerzu się przede mną pojawia.
Chciałbym aby Eva też tak gotowała. I kiedy wrócę z pracy, podała obiad i uśmiechnęła się.
Nawijam na widelec makaron i jem. Tom jak zwykle z Maxem się wygłupiają przy jedzeniu. Jay spogląda na telewizor a Siva czyta gazetę. Przewracam oczami. Spoglądam na telefon, przede wszystkim na twittera.
Wielki dzień dziś. xx
Owszem. Dzisiaj wieczorem mam zamiar oświadczyć się Evie Andrews. Odkładam talerz do zmywarki i dopijam wodę. Idę do łazienki przebrać się. Po chwili jestem gotowy.  Poprawiam włosy, jak zwykle i siadam przy biurku. Wyjmuję zeszyt służący mi za pamiętnik. Przeglądam zdjęcia z dzieciństwa, zdjęcia z chłopakami i Evą.
Spokój. Cisza, wszyscy śpią. Nawet Eva, dzisiaj została na noc. Wygląda jak anioł. Spokojna twarz, pełne wargi, przypominające płatki róż i rzęsy tak długie, że gdybym był mikroskopijny zaplątałbym się w nich. Uśmiecha się przez sen. Wiele bym oddał aby dowiedzieć się o czym śni... Siedzę na parapecie i zapisuję w tym zeszycie moje myśli. Lekarz uważa że tak lepiej, zostają na papierze a umysł ma trochę więcej miejsca na inne sprawy. Od kilku dni przestało padać. Widać kilkanaście gwiazd, jednak tylko tyle, gdyż przysłania je jakaś chmura. Mam wrażenie iż mam prorocze sny, mimo iż nie biorę tabletek. Ale to tylko wrażenie, miejmy nadzieję. Boję się że Eva nie przyjmie moich oświadczyn... Taki duży chłopak, a tak bardzo się boi. Ironia. 
Zagryzmolone jakieś zdanie. Zamykam zeszyt i wzdycham. Obawy mnie nie opuściły, jednak jestem dobrej myśli.
O 18 stoimy pod dwoma wierzbami, które zostały przystrojone lampkami o różnych barwach. Odsłaniam oczy blondynce. Jest zachwycona. Całuje mnie w policzek, a w jej oczach tańczą iskry radości.
- Nathan, ale po co to wszystko? - pyta mnie, rozglądając się. Klękam na prawe kolano i wyciągam pudełeczko z pierścionkiem. Otwieram je.
- Evo Andrews, wyjdziesz za mnie? - mój głos lekko drży. Moje obawy się powiększają kiedy zmienia minę z uśmiechniętej na speszoną.
- Nath... Ja... - zaczyna a ja wstaję.
- Wyduś to z siebie. Pospieszyłem się? Nie chcesz jeszcze brać ślubu?
- To nie w tobie leży problem. To we mnie.
- Co masz na myśli?
- Zdradziłam ciebie...
Mój świat runął jak domek z kart. 



Gratulacje dla flo., która już czuła że namieszam. ^^
No cóż, komplikator ze mnie. Nic na to nie poradzę. xd
I nie groźcie mi, bo to najmniejszego sensu kochani nie ma. ♥
No to do następnego. <3




poniedziałek, 18 lutego 2013

I.

Czuję lekkie ukłucie w sercu. Przede mną czysta kartka, którą muszę zapisać ciągiem dalszym mojej historii.
Słyszę wołanie z ogrodu. Wstaję od biurka i podchodzę do okna, gdzie widzę roześmianą Evę i Tom'a. Nigdy nie zrozumiem ich więzi. Wołają mnie. Na moich ustach wykwita lekki uśmiech, schodzę na dół. Marzec, miesiąc początku wiosny, rozkwitania pąków. Ten miesiąc jest miesiącem nadziei na lepsze życie. Wychodzę z domu do ogrodu, do moich nóg od razu podbiega biały labrador. Głaszczę go po główce a ten odbiega do Max'a. Podchodzę do Evy i całuję ją delikatnie. Słodycz. Thomas chrząka żeby zwrócić naszą uwagę. Ma zaróżowione policzki.
- Lindsay przyjdzie. - mówi po chwili milczenia.
- Fajnie. - odpieram i klepię go po ramieniu. - Cieszę się że jesteście szczęśliwi.
- Taak. - przeciąga i podchodzi do Jay'a.
Wzruszam ramionami i składam pocałunek na chłodnym czole mojej dziewczyny. Drży lekko, po czym ponownie na jej usta wkrada się uśmiech na 32 zęby. Wzdycham i wracam w głąb domu. Opuszkami palców przejeżdżam po błyszczącym, czarnym instrumencie. Zamykam moje dwa zeszyty i chowam je na półkę. Przeczesuję dłońmi włosy, wychodzę z domu od frontowych drzwi. Idę w kierunku mostu. Na miejscu opieram się o balustradę i myślę. Chciałbym się oświadczyć Evie. W niedalekiej przyszłości, jednak czeka nas trasa koncertowa. Potem chciałbym wziąć ślub i postarać się o dziecko. Za miesiąc moje urodziny, 20. Jeszcze jestem za młody, ale w moim życiu trzeba się spieszyć. Ze wszystkim.
Noc otula Londyn swoim aksamitnym ciemnym płaszczem. Moje łóżko podgrzewa Cola. Jej ogon podwiewa prześcieradło, mój wzrok utkwiony jest w suficie, który przez latarnie uliczne przypomina drogę mleczną. Przewracam się na bok.
Kocham Cię aż do końca i nic tego nie zmieni. Nawet śmierć. 
Masz rację, kochanie. Nic tego nie zmieni, nic nie zmieni naszego uczucia.
Budzę się lekko spocony. Ściągam dresy które służą mi za piżamę, w szczególności szybko pozbywam się koszulki z Supermanem. Biorę szybki, orzeźwiający prysznic i zakładam czyste rzeczy. Czeszę włosy, myję zęby z przyzwyczajenia. Choć nie zjadłem śniadania.
Przez te pół roku dorosłem. Interesowały mnie tylko imprezy, żarty. Teraz na mojej głowie siedzi kariera oraz Eva. Mój wzrok wędruje do szafki na leki. Otwieram ją i omiatam wzrokiem jej zawartość. Są też leki na uspokojenie, przez które się uzależniłem. Kiwam przecząco głową i zamykam szafeczkę. Wracam do pokoju i otwieram szafę. Wyjmuję z kieszeni dżinsów granatowe, małe pudełeczko. Otwieram je, błyszczący diament osadzony na srebrnej obręczy. Jest piękny. Pomagała mi przy wyborze Lindsay i Nareesha. Chowam pierścionek na swoje miejsce i przekręcam kluczyk w szafce. Spoglądam na zdjęcie z Evą.
Już niedługo będziesz panią Sykes. 
Uśmiecham się mimowolnie i wychodzę z pokoju który był świadkiem tylu tajemnic.



No to pierwszy rozdział kontynuacji za nami. ;>
Nie bójcie się, tym razem to nie jest "książka" Sivy.
Mam kolejnego bloga, w moim profilu zobaczcie. xd
No to do następnego. <3

sobota, 16 lutego 2013

False end.

Nous sommes cinq amis qui se réunissaient dans le ciel.

Każdy z Nas poszedł we własne strony. The Wanted nie mogło nadal funkcjonować, nie bez Nathana. Tom wyjechał z Lindsay do Los Angeles, gdzie założył dobrze prosperującą firmę odzieżową. Ustatkował się, Lindsay urodziła mu bliźniaki - Nathana i Sebastiena. Max znalazł wybrankę swojego życia, dziewczynę pochodzącą z Hiszpanii o imieniu Sabriella. Jay i Adrienne pobrali się i założyli koncern muzyczny. Ja natomiast z Nareeshą zostaliśmy w Londynie, by pielęgnować pamięć o dwójce zakochanych w sobie ludzi, którzy nie mogli być szczęśliwi na Ziemi. Nar urodziła mi córeczkę - Nicolettę. Każdy z Nas odszedł we własne strony, jednak nie straciliśmy kontaktu. Jednak już nie byliśmy przyjaciółmi. Świat z czasem zapomniał o Nathanie, jednak fani nigdy. Wytrwale przychodzili na jego i Evy grób, kładli kwiat, modlili się. Był to piękny i niezapomniany widok. 
Kiedyś każdy z Nas spotka się z Nimi w Niebie. I będziemy szczęśliwi aż po kres wieczności...


- To było świetne, Seev. - śmieje się Eva.
- Napisałem tam całą prawdę, tylko wymyśliłem śmierć Nevy. - stwierdza mulat, lekko zarumieniony.
- Oj tam, to jest świetne. Musisz tę książkę wydać! - stwierdza Tom.
- Zgadzam się ze wszystkimi. Masz talent do śpiewania i pisania. - mówię, patrząc Kaneswaranowi prosto w oczy.
- Bez dwóch zdań wydajesz to i koniec. - zarządza Max, a my wszyscy wspólnie wybuchamy śmiechem. Eva wtula się we mnie, przysłuchując się mojemu sercu. Nigdy jej nie opuszczę. I nigdy nie umrę. No chyba że ze starości, ale razem z Nią. Czy jestem szczęśliwy? Pół roku wstecz powiedziałbym że nie. Ale teraz jestem. Bo mam miłość mojego życia obok i wspaniałych przyjaciół.
Un ami, c'est quelqu'un qui vous donne une totale liberté d'être vous-même.
I taka jest prawda. Oni są ludźmi, którzy wspierają mnie, dają radość i po prostu są.
Co będzie dalej? Nie wiem. Wiem tylko, że to nie koniec tej historii...


***
Mamy "fałszywy koniec".
Mi się nie podoba epilog, w ogóle nie podobają mi się ostatnie rozdziały... Ale cóż.
Teraz pytanie do was.
Pisać dalej tutaj, na tym blogu czy stworzyć nowy z ciągiem dalszym?
Odpowiedź do was należy.
Takim końcem się z wami żegnam.
Au revoir, mes amis ♥

piątek, 15 lutego 2013

45.

Siedziałem na krześle i nerwowo kręciłem. Wiedziałem jedno - Eva nie żyje. Bolało, bardzo. Nie interesowało mnie nic, jedynie chęć poznania prawdy o jej śmierci. W końcu Lindsay usiadła obok mnie. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym współczucia.
- Wiem jak ona zginęła. Jednak to był wypadek, ja po prostu tamtędy jechałam do Tom'a. - westchnęła po czym skupiła wzrok na ziemi i kontynuowała. - Jechałam na motorze, kiedy zauważyłam jej samochód. Jechała zygzakami, zatrzymywała się. Kiedy byłyśmy wystarczająco blisko widziałam jej twarz całą zapłakaną i wściekłą. Wróciłam wzrokiem na drogę, kilka minut później usłyszałam pisk i huk. Samochód uderzył w barierkę i wyleciał z drogi. Spadł do morza. Zginęła na miejscu. - wyszeptała.
Mój świat się zawalił. Przeze mnie zginęła i nic tego nie podważy.

Ocknąłem się ze wspomnienia. Mój wzrok błądzi po pokoju. Chowam jej rzeczy do pudełka. Wpatruję się w nie chwilę, aż w końcu wynoszę je do piwnicy. Wolę je schować niż spalić. Siadam na stopniu schodów i wpatruję się tępo w przestrzeń. Jak gdyby chciałbym ją odszukać wzrokiem, jednak jej nie ma. Wstaję i otrzepuję się. Zakładam kurtkę i stoję w korytarzu.

W tle leciała muzyka Chopina - Funeral. Inaczej Marsz Pogrzebowy. Łzy leciały z moich oczu nie miłosiernie. Tom lekko głaskał mnie po nadgarstku, jednak to nie pomagało. Przy trumnie stało czarno-białe zdjęcie. Jej zdjęcie. Spokojna, uśmiechnięta. Nie przewidywała iż zginie tragicznie. Tak tragicznie. Tyle wycierpiała... Przeze mnie. Mój wzrok powędrował na rodzinę Evy. Jej mamy nie było, nie wiem czemu. Był tylko ojciec, który żałośnie płakał. Przykry widok. 

Siadam na fotelu a Tom obok. Trąca mnie ramieniem. Zawsze uśmiechnięty, zabawny, pełen życia Tom, jest teraz smutny, przygnębiony, zapłakany. Jej śmierć nie tylko boleśnie dotknęła mnie. Również moich przyjaciół. 
The pain you caused has left me dead inside.

Wypuszczam głośno powietrze i biorę kluczyki samochodu Max'a. Nawet nie pytam o pozwolenie. Jadę na miejsce wypadku. Na miejsce Jej śmierci. Moje palce stukają o skrzynię biegów, łza leci z oka. Brakuje mi jej, bardzo brakuje. Każdy musi przejść przez odpowiednie etapy żałoby, bez nich nie ruszysz się z miejsca. Zatrzymuję się i wysiadam. Moje nogi niosą mnie na skarpę, gdzie wypadł jej samochód. Spoglądam w dół. Morska toń jest spokojna, nie okazuję swojego zdradzieckiego oblicza. Siadam na skale i zaczynam ponownie płakać. Mówią że rozpacz jest najlepszą formą wyrażania żałoby. Nie mogę w sobie dłużej tego chować. To zbyt wiele. Gwałtownie wstaję, zapominając o tym że stoję na krawędzi. Przechylam się i spadam w dół, jak kamyk. Normalny człowiek próbowałby żyć. Ale nie ja. Już nie ma Nathana Sykesa, bo bez Evy on nie istnieje. Łza ostatni raz spływa po moim policzku, uderzam z całą siłą w taflę morza. Woda niemiłosiernie wlewa mi się do płuc, powodując iż nie mogę oddychać. Umieram. Spokojnie umieram, schodząc z tego nikczemnego świata. Wreszcie dołączę do ukochanej. Mam wrażenie iż jej duch się przesuwa w moją stronę. Widzę jej twarz, łagodną. Uśmiecha się lekko. Pewnie to zjawa, tracę świadomość. Na zawsze razem. Zawsze i na zawsze. Always and forever. Przymykam oczy a moje ciało opada na dno. Nie żyję.

Tom.

Chowam twarz w dłoniach, próbując nie rozpłakać się przed kamerami. W końcu dołącza reszta, na miejscu obok stoi czarno-białe zdjęcie Nathana. Wzdycham głośno i z trudem oblizuję wargi. 
- Z racji tego iż członek naszego zespołu nie żyje, rozwiązujemy boysband The Wanted. - mówię.
- Mamy nadzieję że nasza muzyka przetrwa pokolenia, i nie zapomnicie o nas jak i o Nathanie. Na pewno czuwa nad nami i nad naszymi wiernym fanami. Dziękujemy. - dopowiada Max i równocześnie wstajemy. Trzymamy się za ręce i kłaniamy, oddając ostatni raz pokłon naszym fanom, fanom wielkiej muzyki. 



asdfghjkjhg, Nathan nie żyje. I Eva nie żyję. Będą szczęśliwi. <3
Jutro epilog. O ile dostanę się do kompa, bo robię sobie tatuaż i nie wiem. xd
A po epilogu mała informacja... Takie tam coś. Uważnie przeczytajcie. ;)
Aaa. Radzę przygotować sobie chusteczki czy coś. Na epilog. ^^
To już koniec... Nie ma już nic...
Ale mnie na stare piosenki wzięło. Lol. 
No to do epilogu <3

czwartek, 14 lutego 2013

44.

Czuję się strasznie. Jakby ktoś odebrał mi część mnie. Najważniejszą, najczulszą część. Moje serce. Bez serca nie da się żyć. Racja, ja nie mogę bez Ciebie żyć. Ja również czuję się zdradzony, oszukany. Miłość jest trudna, potrzebuje czasu i wielu wyrzeczeń. Tak też było z Nami, ukochana. Minęło trochę czasu za nim na dobre się w sobie zakochaliśmy. Przeszliśmy razem przez tyle rzeczy... Mam wrażenie że te wspomnienia są jak zapałki, po kilku sekundach się spalają. Nie wiem ile czasu upłynęło. Nie liczę godzin, minut, dni. Niczego. Nie mam już po co żyć... Jesteś teraz tam, u góry. Patrzysz na mnie i lekko uśmiechasz. Musisz wiedzieć że mam czyste serce i sumienie. Że nigdy ciebie nie zdradziłem, nawet o tym nie pomyślałem. W mojej głowie siedzi jedno, to samo pytanie. Dlaczego wsiadłaś do tego samochodu? Gdybyś nie wsiadła... Ale to tylko gdybanie, doprowadzające do jeszcze większej rozpaczy. Pierwsza moja myśl - że śnię. Jednak niestety nie. Minęły dwa tygodnie od twojej śmierci, a ja nadal się nie wybudziłem z tego pieprzonego snu. Rozpacz rozrywa mnie od środka. Na zewnątrz twardy jak skała, w środku miękki jak puch. Jestem słabeuszem, bo pozwoliłem Ci odejść. "Nie ma cię gdy moje życie spada w dół. " Przeze mnie Ciebie nie ma już. "Ale kocham Cię, kocham, wciąż Cię kocham kurwa." Taka jest prawda. Na wieczność razem. Spotkamy się w Niebie, na pewno. I będziemy tam razem już do końca wszystkiego...

Łzy. Pieprzone łzy. Widok z okna zamazuję mi się przez nie. Poprawiam kołnierz czarnej koszuli i chwytam kluczyki samochodu Max'a. Nic nie mówi tylko kiwa głową. Wsiadam i odjeżdżam. 

Płacz tu nic nie pomoże, Nathan. Musisz przez to przejść, pogodzić się z jej śmiercią. 

Łatwo powiedzieć. Nikt nie wymawia jej imienia, nie pozwoliłem na to. Po kilkunastu minutach dojeżdżam na miejscowy cmentarz. Wysiadam z bukietem białych lili, oraz z listem który napisałem do Niej. Mojej jedynej, prawdziwej miłości. Dochodzę do jej nagrobka, kładę rzeczy na pomniku. Wpatruję się w marmurową tablicę,

Eva Andrews, urodzona 01.07.1993 zmarła 01.02.2013.

Pieprzone łzy znów lecą po moich policzkach, kreśląc ślady. W krtani mam gulę, której w żaden sposób nie mogę ominąć. Zaciskam pięści aby totalnie się nie załamać. Przykładam wargi do napisanego jej imienia. "Całuję" i odchodzę. Siadam za kierownicą w samochodzie, ręce mi się trzęsą. Opieram czoło o kierownicę i zaczynam żałośnie płakać. Nie mogę się uspokoić przez dłuższą chwilę. W końcu wzdycham i odpalam auto. Krążę po mieście bez celu. W końcu docieram do domu, gdzie od razu kieruję się do mojego pokoju. Kulę się na łóżku, moje serce nie równo dudni. Wiele razy myślałem o samobójstwie, jednak czy ona by tego chciała? Z jednej strony być może bylibyśmy znów razem, z drugiej mam tu przyjaciół. Załamaliby się beze mnie. Chowam głowę pod poduszkę i jedyne co wydostaję się z mojego gardła to jęk. Muszę wytrzymać, iść do przodu. Krok po kroku, jednak... nie mogę. Po prostu nie mogę. 

Dla całego świata możesz być nikim, dla kogoś możesz być całym światem. 



***
Dodaję specjalnie z okazji moich 17 urodzin. <3
Co? Zdziwieni? 
Eva nie żyje i nie wróci do życia. Na sto procent. I to nie jest sen. 
W następnym, chyba ostatnim jeśli dobrze pamiętam, rozdziale będzie jak umarła. 
Biedna. ;___;
Z racji tego, że Nath ma żałobę, nie będzie gifa. ;c
Do następnego <3

wtorek, 12 lutego 2013

43.

Jej jasne oczy wpatrują się w podłogę a z oczu płyną łzy. Drży.
- Co się stało? - pytam.
- Zdradziłeś mnie! - krzyczy - Dlatego nic nie chciałeś mówić o naszym związku w mediach. - jej słowa są jak noże wbijane w serce.
- Nie prawda. Nie powiedziałem bo doskonale wiem że fanki by ciebie na początku hejtowały. Ty też o tym wiesz! I niby z kim i kiedy miałbym ciebie zdradzić? - emocje sięgają zenitu.
- Wtedy, kiedy wyszedłeś z busu. Spotkałeś się z Charlotte. To koniec!- wybiega z domu. Biegnę za nią, jednak jest szybsza. Nie poddaję się, nie mogę. Tracę miłość mojego życia. Po kilkunastu minutach następuje pulsowanie w mojej głowie, mój oddech jest coraz gorszy. Stoję. Chcę krzyknąć do niej, ale nie mogę. Jestem zbyt słaby, osuwam się na ziemię. Przed moimi oczami pojawia się ciemność.
Budzę się w moim pokoju o dziwo. Czyli nikt mnie nie zgwałcił, nie pobił, nie zabił. Delikatnie schodzę z łóżka i wychodzę z pokoju. Przy schodach stoi Jay z kawą i telefonem w ręce. Na mój widok upuszcza szklankę a jego wyraz twarzy mnie przeraża.
- Patrz co zrobiłeś! - mówi głośno a ja wzruszam ramionami. Chłopak wypuszcza głośno powietrze i przytula mnie. - Będzie dobrze, Nath. - dopowiada a ja kiwam głową. Te trzy słowa od przyjaciela. Nie wiele, a jednak na sercu zrobiło mi się cieplej.
- Dziękuję. - szepczę i idę do kuchni gdzie zaparzam sobie herbatę. Do tego wlewam mleczko i siadam. Spokojnie piję. Jedyny tego cel, to to aby się nie rozpłakać. Jay widzi mój smutek, trąca mnie lekko palcem. No tak, jego sposób na rozśmieszenie mnie. Sorry Jay, nie wyszło ci. Zaczynam sam do siebie myśleć, zajebiście. Zawsze tak jest, ale teraz ździebko nasilone.
Kilka następnych dni były pełne smutku i przygnębienia. Czuję się jak szmaciana lalka, bez duszy, potrzebna komuś na zawołanie. Spoglądam na moje zdjęcie z Evą w telefonie. Nie odzywa się, ani nic. A więc Charlotte dopięła swego. Rozdzieliła Nas. Jakich Nas... Nas już nie ma. Nie ma Evthana, czy Nevy. Przewracam się na drugą stronę łóżka, jednak słyszę pukanie do drzwi. Mówię oschłe Proszę. Tom siada obok mnie i smutno patrzy na mnie. Najlepszy przyjaciel Evy, pewnie od niego też się odsunęła. Nie rozumiem kobiet. Wiem, może jakoś ją skrzywdziłem. Ale ja jej nie zdradziłem z Charlotte i nawet nie miałem takiego zamiaru.
- Jak się czujesz? - słyszę głos Parkera, który jak magnes sprowadza mnie na ziemię.
- Jakoś bez serca. - odpowiadam a on wzdycha.
- Będzie dobrze. Podobnie się czuję...
- No tak, Lindsay. - dopowiadam a on kiwa głową. Kładę głowę na jego ramieniu. Wiele rzeczy źle zrobiłem, za wiele żałuję. Wiele bym oddał za stracone chwile. Teraz nie mam już niczego, nie mam Evy. Jestem bez duszy, tak jak szmaciana lalka.


Chcę robić dłuższe ale mi nie wychodzi .__.
Nie będzie Nevy.
Zapraszam na mojego kolejnego bloga o 1D i TW.
Link macie posta wcześniej xd
Do następnego <3


niedziela, 10 lutego 2013

#Informacja

No dobra... Demokratycznie większość osób powiedziała abym zrobił o TW i 1D.
Tak też powstał. :D
Dopiero się rozkręca, ale zapraszam.
Komentarze mile widziane <3
There's something bad in you, let me find out your secret.
Do rozdziału. ^^


#Pomoc.

Słuchajcie, chcę założyć kolejnego bloga... Mam 3, miałem 5. Ale poradzę sobie z prowadzeniem, nie bójcie się.
Dla tych co nie wiedzą. Moje inne blogi :
Darkest hour.
I'll come for her every time.

W czym ma polegać wasza pomoc?
Mam pomysł i wgl. Ale chcę znać wasze zdanie... Jesteście dla mnie ważni, dlatego pytam.
Następny blog będzie o The Wanted, jednak czy wplątać do niego One Direction?
Prosiłbym o szczere opinie. c:
Do rozdziału i mojej decyzji. <3


sobota, 9 lutego 2013

42.

Moim oczom ukazuje się Charlotte. Jest blada, ubrana w czerwony płaszcz kontrastujący z jej szminką. Z trudem krzyżuje ręce na piersi.
- Byłaś postrzelona. - stwierdzam a jej usta wykrzywia lekki uśmiech.
- Przez was moja własna siostra mnie postrzeliła. Blizny są i na zawsze zostaną. - zbliża się do mnie - Nie tak łatwo zapomnieć. Porządnie zawróciłeś mi w głowie.
- Jestem szczęśliwy z Evą. - odsuwam się, jednak to nie pomaga.
- Mam wielu znajomych... Nawet wśród twoich przyjaciół. Lepiej się Nią naciesz. - szepcze mi przy uchu. Wsiada na motor i z piskiem opon odjeżdża, zostawiając ślad na jezdni. Ręce mi się trzęsą. Przełykam z trudem ślinę, wykręcam numer telefonu Tom'a. Nie jestem w stanie sam iść, jej słowa wstrząsają mną jak trzęsienie ziemi. Kilka minut później pojawia się czarny mercedes. Wsiadam i odjeżdżamy. Z trudem opowiadam Thomasowi to co mówiła mi Charlotte. Przeklina. Wpadam jak burza do domu, blondynka siedzi z Maxem przed telewizorem. Przytulam ją i całuję w czoło. Jest zdziwiona i zdezorientowana, nie dziwię jej się. Mam wielu znajomych... Nawet wśród twoich przyjaciół. Obija mi się echem w głowie. Co to znaczy? Idę do swojego pokoju i dzwonię do Kevina. Proszę go o ochroniarza dla blondynki. Byleby nie rzucał się w oczy. Kevin mówi że rozumie i jutro nad Evą będzie czuwał ochroniarz. Wyłączam się i wpatruję w swoje odbicie. Może gdyby nie moja sława, nie doszłoby do tych sytuacji.
Następnego dnia musimy jechać do radia. Eva nie wie, że Finn to jej ochroniarz. Jest umięśniony i w miarę młody, więc myśli że to nasz przyjaciel. Zakładam czapkę beenie. Nie długo czeka nas wyjazd do LA, gdzie będziemy nagrywać program. Nie wiem czy brać Evę. To jeszcze za wcześnie, moje fanki ją pewnie zszarpią... Całuję Andrews i z chłopakami wsiadamy do samochodu.
W radiu, jak w radiu. Śpiewamy kilka piosenek, jako jedyny jestem cichy i przygnębiony. Myślałem że nic mnie bardziej nie zdołuje, jednak się myliłem. I to bardzo.
- Nathan, pytanie do ciebie. Co jest między tobą a Evą Andrews? - pyta reporterka a mi się robi gorąco.
- Przyjaźnimy się...
- Na pewno? - docieka. Nie kurwa, kochamy się.
- Tak. Moi fani o wszystkich moich związkach dowiadują się najpierw ode mnie.
- Ciekawe co mówisz... Jest spora grupa fanów, uważająca iż tworzysz parę z panną Andrews.
- Zostawiam to bez komentarza. - prawię podnoszę ton, w ostatniej chwili się uspakajam.
W domu jednak jest gorzej. Evy nie ma, a Finn jest w salonie.
- Gdzie Eva? - pyta Max a on masuje czoło.
- Wyszliśmy do sklepu, podeszła do nas jakaś dziewczyna. Powiedziała że muszą porozmawiać. Pani Eva zgodziła się, kazała mi tu poczekać.
- Kiedy to było? - unosi brew Jay.
- Około 15 minut temu.
Ściągam czapkę i ciskam nią w kąt. Słyszę trzask drzwi, to Eva. Chcę do niej podejść, jednak mnie odpycha. Łza płynie po jej policzku, oznacza to coś niedobrego...


Znów dialogi. .___.
Przekląłem. ^^ Pierwszy raz ;3
#Proud , chociaż nie wiem dlaczego xd
Coś mi mówi że następny rozdział będzie za 15 komentarzy.
A obserwatorów jest 40, więc to mało.
Dobra, rozpisuję się. Dłuższy rozdział, zauważyliście?
Do następnego <3


środa, 6 lutego 2013

41

Ubieram się i czeszę. Blondynka wesoło uśmiecha się do mnie. Gonimy się chwilę po pokoju, po czym opadamy na łóżko. Całuje mnie, jej wargi idealnie dopasowują się do moich.
- Dalej, czekają za nami. - mówi Jay w drzwiach i cały roześmiany zbiega na dół. Idę za nim, razem z Evą. Splatam jej palce razem z moimi. Wsiadamy do vana, a następnie odjeżdżamy do Hyde Parku. Uwielbiam koncerty. Mogę poczuć się wolnym, robię wtedy co chcę. Makijażystka i fryzjer sprawnie się mną zajęli, przebieram się. Tom i Jay ćwiczą razem śpiew, Max pisze coś w telefonie a Siva poprawia ciągle włosy. Zapinam pasek od spodni.
- No wreszcie Młody nosi pasek. - śmieje się Parker.
- Ostatnio chcieliśmy mu przy kamerze zdjąć spodnie! - dopowiada Jay a ja piorunuję ich wzrokiem.
Eva promienieje z radości a ja całuję ją w czoło. Dostaję mikrofon do ręki i wychodzę na scenę. Rozbrzmiewają pierwsze tonacje "Glad you came". Wykonuję najlepiej jak umiem wersję "DDDDrink it if you can". Potem jest "I found you" a na końcu "Invincible". Schodzimy lekko zmęczeni, opadam ciężko na miękką sofę. Panna Andrews lekko się uśmiecha, po czym wychodzi zza kulis. Spoglądam w telefon.
O 18 na York Buildings.
Sms od nieznanego numeru. Wzruszam ramionami, chowam telefon do kieszeni. Idę z Maxem i Tomem na balkon. Wyciągam z pudełka L&M jednego papierosa i odpalam go. Spokojnie wypuszczam dym, a Max z ciekawością na mnie patrzy.
- Nathan, ty palisz? - pyta a raczej stwierdza.
- Tak. Nie można?
- Masz astmę. - unosi brew i spogląda na Toma. - Ty go rozpaliłeś.
- O jezu, ale też wielka rzecz. - wzdycha Parker. George kiwa przecząco głową i wraca do pomieszczenia. Po chwili robimy to samo. Eva zakłada kurtkę, ja nasuwam na głowę full-capa i ponownie wsiadamy do vana. Kiedy stoimy na skrzyżowaniu, zagaduję do Keva.
- Wypuść mnie. Przyjdę za jakieś pół-godziny. Muszę się przejść  - mówię a on kiwa głową i otwiera mi drzwi. Kiwam reszcie i wychodzę na chodnik. Minutę później ciemny samochód naszego zespołu znika mi z oczu.
Przyzwyczajam się do zimnego powietrza i ze spuszczoną głową idę w stronę ulicy, na której byłem umówiony. Staję przy jednej z bram i rozglądam się. Ani śladu jakiegokolwiek życia. A jednak...


Dużo dialogów. Słodko. O wszystkim i o niczym. Nie podoba mi się ten rozdział.
Evthan ^^
Mój ostatni blog. ^^ --> only-you-love-the-wanted.blogspot.com
Do następnego <3




wtorek, 5 lutego 2013

40

Zaczynam płakać. Oznaka słabości, marzę się jak jakieś dziecko. Mam być silny, udowodnić wszystkim że nie staczam się. Muszę pomóc Tomowi. Jest moim przyjacielem, pomagał mi. Teraz czas na mnie. Obmyślam plan działania dotyczący pomocy dla Tom'a. Wstaję i kładę się na łóżku, gdzie natychmiast zasypiam.

Miesiąc później

Wszyscy się dowiedzieli o tym że Tom ćpa. Max wysłał go na odwyk. Fanom powiedzieliśmy, że robimy sobie urlop, a Tom wyjechał właśnie na Karaiby. Na szczęście uwierzyli. Nadszedł dzień wyjścia Parkera z ośrodka. Siedzę z okularami na twarzy w samochodzie i czekam za nim. Po chwili wsiada. Wygląda o niebo lepiej niż przed miesiącem  Lekki zarost idealnie okala jego twarz. Czekoladowe tęczówki zyskały iskry, nie jest już blady czy siny. Z pewnością sam chłopak czuje się lepiej. Zapina pasy i z uśmiechem na mnie patrzy. Przekręcam kluczyk w stacyjce i odjeżdżamy. Trochę czasu stoimy w korku, jednak na szczęście objeżdżamy go i jedziemy do domu. Parkuję w garażu, Thomas idzie do salonu. Wita się z wszystkimi, szczególnie z Evą. Nie wiem dokładnie co między nimi jest. Nie są rodzeństwem. Matka Evy okłamała ją, nie chciała się przyznać iż ćpała kiedy była z nią w ciąży. Może stara miłość powróciła? Nie mam im tego za złe, Tom wiele wycierpiał. Całuje blondynkę delikatnie w usta, klepię Jaya po ramieniu. ten z uśmiechem podaje szatynowi paczuszkę. Prezent z okazji powrotu do nas. Tommy z chęcią odpakowuje i dziękuje nam za nieśmiertelnik. Zawsze opowiadał nam o tym rodzaju biżuterii. Wszyscy się złożyliśmy. Na blaszce wygrawerowany jest napis "Quis non mutari, sicut beatus es" Podoba mi się ten napis. Uśmiecham się i idę z Evą do mojego pokoju. Ściągam koszulkę i z gołym torsem kładę się na łóżku. Dziewczyna dźwięcznie się śmieje i zakłada ręce na biodrach. Pokazuję jej palcem wskazującym że ma do mnie podejść. Z chęcią to robi. Całuje mnie zachłannie, jakby był to nasz ostatni pocałunek. Zdejmuję jej białą bokserkę. Blondynka zsuwa ze mnie spodnie. Ja nie zostaję dłużej w bezruchu, prawie rozrywam jej bieliznę. W pokoju wciąż słychać jej śmiech, połączony z moim. Kochamy się. Łączymy się w silnej namiętności. Pod koniec zasypiamy.
Otwieram leniwie oczy, jasne promienie słońca wpadają przez okno do środka. Pierwszy słoneczny dzień w Londynie. Mój wzrok przenosi się na Evę, słodko śpiącą w moich objęciach. Silnych i bezpiecznych ramionach. Lekko spoglądam na moje zadrapane ramiona, na których jeszcze są kropelki karminowej krwi. Było jej dobrze. Tak jak mi. Całuję ją w czubek głowy, a ona patrzy na mnie z uśmiechem. Nasze oddechy łączą się w jedność.


Macie słodko, kolorowo, cudownie i wgl.
Nie umiem opisywać chwili seksu i szczęścia. Jestem chłopakiem xd
Mój ostatni blog, najnowszy. only-you-love-the-wanted.blogspot.com
Tamten gif z 38, był przerobiony przeze mnie ^^ LOL.
Do następnego <3


poniedziałek, 4 lutego 2013

39

Przypominam sobie wszystko. Całe moje życie. Wspomnienia powracają jak bumerang. Ze zdwojoną siłą. Wiem, że tak naprawdę między mną a Nareeshą do niczego nie doszło. Lekarz powiedział że to wymysł mojego umysłu. Wiem też, że między Kelsey a Tomem wszystko skończone. Tak jak z Lindsay. Ponownie zaczynam sobie nie radzić. Melancholia mnie przytłacza, szczególnie w tym domu. Tom i jego depresja. Max i Jay wychodzący co noc do klubu. Seev mający kryzys. Nie wytrzymuję.
Nalewam wodę mineralną do szklanki. Idę z naczyniem do pokoju, gdzie stawiam je na etażerce. Siadam na łóżku, na dłoń wysypuję kilka tabletek. Mimo iż szkodzą innym, mi pomagają. Dają wolność i spokój. Połykam pigułki, popijając wodą. Zamykam drzwi na klucz. Chwilę krzątam się po pokoju, po czym zasypiam.
Budzę się po 9 następnego dnia. Nie pamiętam co mi się śniło, na szczęście drzwi są nieruszone. Ubieram się i schodzę do jadalni. W niespotykanej ciszy jem śniadanie. Wychodzę na miasto, a dokładniej do apteki. Zimne, lutowe powietrze z zaparciem na mnie wieje. Mówię "dzień dobry" na wejściu i stoję przy okienku. Kamery bacznie mnie obserwują, jakie szczęście że mam na sobie full-capa. W końcu przychodzi młoda brunetka w białym fartuchu.
- Co podać? - pyta wysokim głosem.
- Poproszę to. - pokazuję opakowanie tabletek - 3 razy.
- To jest silny środek... Proszę receptę.
- Jasne. - podaję jej świstek papieru. Łatwo było zdobyć, jestem sławny i mam pieniądze. Raz, dwa i dostałem receptę. Po chwili kobieta przychodzi, daje mi opakowania. Płacę i ze sztucznym uśmiechem odchodzę. W pokoju chowam we wnęce w ścianie pudełeczka. Wnęka jest sprytnie ukryta, tylko ja wiem gdzie jest i co w niej jest. Wybieram numer Evy. Nie odbiera. No tak, miała dzisiaj mieć spotkanie z ciotką. Wzdycham i odkładam telefon. Pukam do pokoju Parkera. Słyszę stłumione proszę. Wchodzę i ostrożnie zamykam drzwi. Tom ma podkrążone oczy, sine usta, jest blady. Z niepokojem patrzę na stolik, gdzie w równym rzędzie ułożony jest biały proszek. Siadam obok niego. Tępo patrzy na ścianę, z pewnością jeszcze dziś nie brał. Kładę dłoń na jego ramieniu, on ją zsuwa.
- Przyszedłeś tu po to, aby zobaczyć jak się staczam? - oskarża mnie jego zachrypły głos.
- Nie. Wiem co przechodzisz. Ale tym - wskazuję na narkotyk - nie pomagasz sobie, ani nie zapomnisz.
- Odwal się. - popycha mnie i siada obok proszku. Nachyla się. Nie mogę na to patrzeć, wychodzę z jego pokoju. Nie trzaskam drzwiami. O tym że bierze wiem tylko ja i on. Wracam do mojego "królestwa". Biorę kolejną porcję tabletek i siadam na zimnych, balkonowych kafelkach.


Proszę was, przestańcie mnie nominować! Nie mam czasu ani ochoty na odpowiadanie -.-
Witam na blogu nowych czytelników. :3
Nie wypowiadam się ♥
Do następnego <3



niedziela, 3 lutego 2013

38

*Nathan*
Idę w stronę jej domu. W ręku mam bukiet różowych róż. Wchodzę po trzy schodki. Zżera mnie poczucie winy... Skrzywdziłem ją. Nadal nie wiele pamiętam, ale wiem że ją kocha. Serce nigdy nie zapomina, nie zapomina prawdziwego uczucia. Pukam do dębowych drzwi, po czym te się otwierają. Wchodzę do środka. Eva ma na sobie wytarty sweter, spodnie dresowe, niedbałego koka. Wygląda ślicznie. Ale ma zapłakane oczy... Przeze mnie. Znów kogoś skrzywdziłem. Patrzę głęboko w jej oczy. Podaję jej bukiet kwiatów. Spodziewam się że wyrzuci je, cokolwiek, jednak dziewczyna bierze je do ręki i wdycha zapach. Wstawia je do wazonu, ponownie staje przede mną. Nie wiele myśląc, podchodzę do niej i całuję ją. Jej dłoń wędruje na mój policzek. Nie odsuwa się. Drży. Opiera czoło o moje, ale spuszcza wzrok.
- Eva, ja przepraszam. Naprawdę przepraszam. Nie mogę bez ciebie żyć. Nie wiem jak do tamtego doszło... Z biegiem czasu wszystko sobie przypomnę. Muszę. Dla nas. - szepczę.
- Nie przepraszaj. - przejeżdża kciukiem po moich ustach. Uśmiecham się.
- Dobrze. Ale nie odejdę bez ważnych pięciu słów.
- Jakich?
- Kocham Cię, i wybacz mi.
- Wybaczam. - całuje mnie w czoło. Życie zaczęło powracać do normy, przynajmniej mam taką nadzieję. Bo nadzieja jest ostatnią deską ratunku na morzu życia. Ciągnę blondynkę za rękę i wracamy do domu. Chłopacy przytulają ją, Nareeshy i Sivy nie ma. Może lepiej. Nie wiem co dokładnie wtedy się działo, może to była moja wyobraźnia... Spoglądam przez okno. Tom i Lindsay stoją przy furtce, rozmawiają.

*Tom*
Szatynka jest prawie czerwona na twarzy. Przełykam z trudem ślinę, a mój wzrok tkwi w płycie chodnikowej.
- Lindsay, proszę cię. - mówię cicho. Zależy mi na niej.
- Nie Tom. Mam dość. Zrozumiałabym wszystko, ale nie zdradę. - jej dolna warga lekko drży a łza spływa po bladym policzku. - Koniec. - odchodzi szybko, słyszę jej szloch. Chcę iść w jej stronę, ale Max mnie powstrzymuję. Zaczynam płakać, gorzko płakać. Chwila słabości a straciłem kobietę swojego życia. Wchodzę do budynku, nie zwracam uwagi na nikogo. Zatrzaskuję za sobą drzwi i siadam na podłodze w kącie. Biorę z kieszeni żyletkę. Podciągam do góry koszulkę, i wykonuję nacięcie na biodrze. Syk bólu. Kolejny i kolejny, łzy mieszają się z krwią. Drżącymi rękoma odkładam przyrząd na podłogę i opieram głowę o ścianę. Przymykam oczy i zaciskam pięści na materiale bluzki.

Co za ironia... Jeden szczęśliwy, drugi załamany...
Z góry na dół, jak z jedenastego piętra gdy znasz to uczucie pękniętego serca...
Bądź moją gwiazdą na niebie, jutrzenką mego życia...


Nie wypowiadam się, kochana rodzinko. ♥
Witam na blogu nowych czytelników :3
Zdjęcie wyślę na mailu. LOL
Do następnego <3


The Versatile Blogger Award

Póki mam siły, odpowiem itd. Nominację otrzymałem od Ronnie ♥. Za co serdecznie dziękuję. Choć uważam że to coś, nie powinno być nominowane :3

Każdy nominowany blogger musi wykonać wykonać kilka rzeczy:

- podziękować nominującego na jego blogu
- pokazać nagrodę Versatile Blogger u siebie
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie
- nominować 10 blogów, które jego zdaniem na to zasługują
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów


7 faktów dotyczących mnie.
1. Jestem uparty i mam niską samoocenę.
2. Gram na gitarze każdego rodzaju oraz pianinie. Również śpiewam.
3. Jestem street dancerem
4. Mam 18-letniego brata, miałem siostrę która zmarła.
5. Jestem fanem Linki Park, The Wanted, Pezeta. Podobno jestem jak kameleon jeśli chodzi o muzykę ;P
6. Przeszczepiono mi serce od 19-letniego chłopaka, który zginął w wypadku...
7. Mam uczulenie na mleko którego i tak nie lubię, oraz na większość energetyków.

Nominuję:
http://thewantedstoryyy.blogspot.com/
http://wearetheonestomakeachange.blogspot.com/
http://sykes-thing.blogspot.com/
http://for-every-heart-that-beats.blogspot.com/
http://the-battleground.blogspot.com/
http://blogothewantedbejbe.blogspot.com/
Tak, wiem że mało. Ale więcej nie byłem w stanie. Poinformuję kiedy indziej, albo te osoby które widzą tu swojego bloga, niech już wiedzą xd
Moje zdjęcie zobaczycie jak poprosicie. 





Odwieszenie.

Tak, żyję. Czuję w sobie nowe serce, które mocno bije. Jeśli chcecie więcej wiedzieć i wgl. to jest mój mail --> chybaciezrebi@wp.pl ;] Jeśli chcecie pytajcie o wszystko, na wszystko odpowiem. Nie bójcie się, nie gryzę. Jestem jeszcze słaby, ale mogę pisać. Mam 8 rozdziałów napisanych naprzód, więc wystarczy tylko kliknąć opublikuj. Będę w szpitalu, nie wiem ile. Nie lubię tego miejsca, chyba nikt nie lubi. Jestem jeszcze słaby, nawet bardzo, ale dla was zostanę chwilę na twitterze. I jeszcze jedna ważna sprawa. Ja obecnie w każdej chwili mogę umrzeć. Organ może się nie przyjąć, lub organizm może przestać je tolerować. Nie wiadomo kiedy to może nastąpić. Dziękuję za wasze modlitwy, za wszystko. Nawet nie wiecie ile dla mnie znaczycie. Brat mi powiedział że pierwsze o co zapytałem to czy wiecie o tym że żyję. Nie dokładnie pamiętam, ale wiem że tak było. Jesteście moją wielką rodziną, która bała się, modliła o mnie. Kocham was, jesteście niezastąpieni ! ♥
Największe podziękowania należą się od wszystkich dla Dreamer. ♥. Miała kontakt z moim bratem, który o wszystkim jej mówił. I wczoraj dodała notkę dotyczącą mojego powrotu do życia.
Chciałem podkreślić iż wszyscy jesteście moją bloggerową rodziną. 

Kocham Was, Krystian. 

P.s
Dodałbym zdjęcie, ale wolę nie zabijać was moją brzydotą. ^-^
Jak chcecie, to na maila wam mogę wysłać xd


piątek, 1 lutego 2013

Zawieszenie.

Jest to sprawa tak ważna, że musiałem zawiesić. O co chodzi? Zacytuję mojego twitlongera:
Chciałbym przedstawić wam moją historię. 3 lata temu, dokładniej kiedy miałem 14 lat, zdiagnozowaną u mnie ektopię komorową i poważną wadę serca. Na tyle poważną, aby przeszczepić mi nowe. Zostałem wpisany na listę i czekałem. Każdego dnia bałem się że nagle umrę, na przykład jak jestem w szkole. W każdej chwili moje serce mogło "wysiąść". Przestać współpracować z moim organizmem. często zdawały mi się omdlenia, ot tak i silne bóle w klatce piersiowej. Tak silne, że czasem nie mogłem oddychać i płakałem. 18 grudnia dostałem wiadomość, iż znalazł się dawca. Niestety okazało się że miał inną grupę krwi. W przeddzień wigilii ponownie dowiedziałem się że jest dawca, tym razem z dobrą grupą krwi. To był najlepszy prezent na gwiazdkę, jeśli można to tak nazwać. 2 lutego o godzinie 7.00 będę miał przeszczep serca. Trwać będzie około 5 godzin, w zależności czy coś się nie pokomplikuje. Jeśli wszystko będzie dobrze, w niedziele rano obudzę się po narkozie. Piszę to, ponieważ chcę was powiadomić o możliwości mojej śmierci. Lekarz daje mi 30% szans przeżycia. I tak twierdzi że to dużo. Jeśli umarłbym... chciałbym wam podziękować za te wszystkie miłe chwile. Chwile w których czułem że żyje, czułem się szczęśliwy. Jeśli odejdę do Nieba, będę nad wami czuwał. Kocham was i nigdy nie zapomnę.
Taka jest prawda. To wy daliście mi siłę i pełno pomysłów na blogi. To dzięki wam uśmiechałem się jak idiota do komputera. Jeśli przeżyję, w niedzielę w południe zobaczycie rozdział 38.
Niedziela w południe, jeśli będę na siłach po narkozie może wcześniej.
KOCHAM WAS I NIE ZAPOMINAJCIE O TYM. Nawet jeśli...
Bedę o was myślał i w ogóle.
Wasz Krystian ♥

czwartek, 31 stycznia 2013

37

*Eva*
Słone łzy płyną z każdą chwilą szybciej. Wymijam Tom'a i wszystkich. Nie chcę żeby wiedzieli dlaczego płaczę. Zbyt bardzo kocham Nathana, aby wyjawić jego sekret. Najgorsze jest to że zranił mnie. Nie mam ochoty patrzeć na niego, czy na Nareeshę. A wydawała się być taka miła. Próbowała nam pomóc, przy pamięci Natha. Widać bardzo jej zależy na tym by sobie przypomniał...
Mijam bramę do mojego domu i wchodzę do niego. Rzucam kurtkę na podłogę i siadam na sofie. Twarz ukrywam w rękach. Adrienne mnie przytula, uspakaja. Ale to na nic. Czuję się zdradzona, oszukana. Jeśli ją kochał, bądź kocha, mógł powiedzieć. Odeszłabym.

*Tom*
Nie podoba mi się to całe zachowanie Evy. I teraz jeszcze wściekły i zaryczany Nathan. Mam dość problemów na głowie. Wzdycham i idę do niego. Brunet leży na łóżku. Siadam obok niego i wpatruję się w przyjaciela.
- Przypomniało mi się coś... - mówi cicho.
- Co? - pytam spokojnie.
- Ja i Nareesha... Całowaliśmy się i w ogóle... - szepcze. Wszystko się we mnie gotuje, jak para wodna. Chce wyjść na zewnątrz. Jestem czerwony z pewnością na twarzy, gwałtownie wstaję. - Ale ja nie chciałem! Nie wiem jakim cudem to się wydarzyło. - broni się a ja uderzam go z "liścia" w twarz. Wychodzę. Schodzę po schodach, obdarowuję Nareeshę znienawidzonym wzrokiem. Chłodne powietrze dobija mnie z całą mocą, powodując iż ten dzień zaliczam do najgorszych. Błąkam się po mieście bez celu. Wzdycham kilkakrotnie  kiedy widzę naprzeciw siebie Kelsey. Bez przemyślenia podchodzę do niej. Ma smutny wyraz twarzy, nie dziwię jej się. Proponuję jej kawę, i dopiero po chwili uświadamiam sobie jak to wygląda. Zerwałem z nią, jestem z Lindsay, a teraz jak gdyby nigdy nic przychodzę i mówię jej "Idziemy na kawę?" Blondynka jednak zgadza się.
Kilka godzin później jesteśmy wstawieni. Ona piła ponieważ przyjaciółka ją zostawiła i ja. Ja bo Nathan skrzywdził Evę. Życie zaczęło się znów walić jak domek z piasku. Uśmiechnięci wychodzimy z lokalu. Zwykła kawa... Tak. Jasne. Ja zawsze muszę schrzanić. Nawet rodzice mi to mówili. Nie starczył im mój udział w X-factor. Oni chcieli więcej.  Kelsey prowadzi nas do swojego domu. Rozbiera mnie, ja rozbieram ją. Spędzamy namiętną noc. Szkoda że nie wiedziałem, co przez to zrobiłem...


LOLOLOLOLOLOL xd.
Ej no. Jesteście źli na mnie bo Nareesha i Nath...?
Nie bójcie się, Siva i Nareesha będą ze sobą. Chyba ^^
Jutro zawieszenie.
Cieszycie się?
Bo ja średnio... Ale to jutro się dowiecie o co chodzi.
Do następnego <3


środa, 30 stycznia 2013

36

Stuk, stuk, stuk. Piłeczka tenisowa odbija się od ściany do mojej ręki i z powrotem. Wzdycham ciężko. Przebieram się i powoli schodzę na dół. Ktoś przyszedł. Staję przy kanapie i spuszczam wzrok. Siva wprowadza gościa w głąb, czyli do salonu w którym my jesteśmy. Eva rozmawia z Tomem. Jej ramię szpeci blizna. Przenoszę wzrok na gościa, którym okazuje się być smukła mulatka, o ciemnych oczach. Uśmiecha się do mnie.
- Hej, Nath. - mówi a Max kiwa do niej przecząco głową. Jej twarz z uśmiechniętej, zmienia się na przygnębioną. - Jestem Nareesha.
- Miło mi.. - mówię cicho, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Idę z przepraszającym wyrazem twarzy do mojego pokoju. Zamykam się i po drzwiach osuwam się na ziemie. Zaciskam powieki.
Leżę na łóżku z Nią. Śmiejemy się. Wpatruję się w jej oczy, z fascynacją. Jej palce jeżdżą po moim policzku. 
- Nie wiem czy to miłość, Nathan. 
- Ciii. Nic nie mów. - zamykam jej usta pocałunkiem. Kładzie głowę na moim torsie. Jestem dla niej bohaterem, ochroniarzem. Przymykam oczy i całuję ją w jej ciemne, lokowane włosy. 
Szybko oddycham, z mojego karku płyną kropelki potu. Gwałtownie wstaję. Chodzę po pokoju. Zdradziłem Evę. Zdradziłem Seeva. To była Nareesha! Zbijam wazon, jestem smutny i wściekły na siebie. Klękam na podłodze i kulę się, jak bezbronne dziecko. Łzy lecą po moich policzkach. Ktoś wchodzi do mojego pokoju i przytula mnie. Jasne kosmyki włosów, opadają na moje czoło. Odwracam się do Evy i wtulam się w nią. Nie pyta o nic. Po prostu tuli mnie i głaszcze po głowie. Szlocham w jej ramionach. I wtedy odkrywam w sobie coś strasznego, nie oczekiwanego. Z powodu tej chwili, moje uczucie jakby się spotęgowało. Dziewczyna unosi mój podbródek, w swoim kierunku.
- Nathan, co się stało? - pyta z troską w głosie. Muszę komuś wyznać to co trzymam w sercu. Zranię ją.
- Nie wiem kiedy, nie wiem jak... Przypomniałem sobie scenę. Ja i Ona, leżeliśmy na łóżku. Całowaliśmy się, tuliliśmy. - mówię a jej broda zaczyna lekko drgać. Niebieskie tęczówki Evy robią się szklane, aż w końcu jedna niechciana łza wypływa. Odsuwa się ode mnie.
- Kto? - ponownie pyta. Jeśli się powiedziało A, trzeba powiedzieć B.
- Nareesha... - szepczę.
Dziewczyna wstaję, łzy coraz szybciej płyną z jej oczu. Wybiega zapłakana z mojego pokoju, słyszę jak ciężko biegnie. Zatracam się w depresji zupełnie.


Jestem zawiedziony. ;<
Mniej komentarzy. ;c
I w ogóle, założyłem bloga (była na ten temat sonda) i duupa. xd
Lol. Ale was wkurzyłem ^^
Najpierw Tomsey, teraz Siveesha :3
Do następnego <3


wtorek, 29 stycznia 2013

35

Po 5 dniach, wypuszczono mnie ze szpitala. Lekarz twierdził, że "cofnąłem" się w czasie. Mam 19 lat i śpiewam w zespole. Rzekomo. Chłopacy próbowali różny sposób, pomóc mi przypomnieć sobie cokolwiek. Bezskutecznie. Mieszkam z nimi w domu, ale rzadko z nimi przebywam. Jestem nieufny, skąd mam wiedzieć że oni nie kłamią? No właśnie. Znikąd. Ciekawi mnie również ta dziewczyna... Eva. Śniła mi się. Byliśmy w jakimś parku, poznaliśmy się... Jakoś tak. Siadam na łóżku. Mój wzrok błądzi po pokoju, aż natrafia na pudełeczko pod szafką. Podnoszę je. Opakowanie po tabletkach uspakajających. Unoszę brew.
Pokój, blondynka naprzeciw mnie. Krzyczy do mnie. Jest zła i smutna. Szturcha mną, z tyłu z pewnością wygląda to tak, jakbyśmy się całowali. Drzwi się otwierają, Eva się odsuwa. Skądś tę dziewczynę znam... Charlotte. Strzela z zimną krwią do Evy, która upada na ziemię. Potem wymierza we mnie.
- Ufałem Ci... - szepczę a ona strzela. Raz, dwa, trzy. Tyle było huków i tyle ran na moim ciele. Zamykam oczy.
Odkładam pudełko na stolik. Odsłaniam koszulkę i spoglądam na opatrunek na brzuchu. Wzdycham. Czyżby mówili prawdę? Wspomnienie powróciło, jak bezlitosny bumerang. Może lepiej zapomnieć? Kuśtykając dochodzę do biurka, gdzie leży zeszyt. Jak się okazuję to pamiętnik. Otwieram go na ostatnim wpisie.
Pamiętniku,
Prowadzenie pamiętnika jest głupie, w ogóle pisanie i mówienie do siebie jest głupie. Ale ja już tak mam. Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje... To przez te tabletki. Zabiłem Neytiri, chciałem Evę. To takie... nienormalne. Widzę jakieś obrazy, jakbym przenosił się do jakiegoś miejsca. To wygląda jak sen, jednak ja te czyny naprawdę robię. Nie wiem czy można nazwać to lunatykowaniem. Co do Evy... Kocham ją i jestem tego pewien. Boję się jednak, że fani nie zaakceptują tego. Rodzina... Wiele razy o tym myślałem. To już nie jest moja rodzina. Wspieraliby mnie, dzwonili. A tego nie robią. Nawet Jessica. Odwróciła się ode mnie. Kończę już te bazgroły, zaraz pójdę spać. Martwię się, ale muszę przecież spać. 
Urwana kartka. Odkładam przedmiot na swoje miejsce i staję na środku pokoju. Oni mają rację. Muszę im zaufać, współpracować. Inaczej nigdy nie przypomnę sobie kim byłem. I kim jestem. Potworem? A może spokojnym chłopakiem?


Lol. Zbyt bardzo o wszystkim i o niczym. Nie lubię tego rozdziału. .__.
Jeśli chodzi o zawieszenie, w piątek o wszystkim się dowiecie. 
Zauważyliście że rozdziały są krótkie? Jak patrzę na inne blogi (z boku są te które polecam bo są zajebiste :3) to aż się przerażam xd
Dreamer.♥ - pisz, pisz takie długie komentarze. Mi się podobają ^^ Podbudowują mnie ;>
Lose my mind - oj tam, twoje komentarze nie są beznadziejne i ty taka nie jesteś. ;)
Sykesówna ♥ - Dobra, kupię Ci nowy mózg. Nawet faaajnie xd Stwierdzam iż jesteśmy obydwoje nienormalni. Pionaa Gabryśka ;*
Jestę Sufitę. ♥ - Siostro, dodawaj lepiej na ten swój blog xd BEJBE, OOOOOO, BEJBE ^^ Znam tą piosenkę ^^ Lol, nie wierzysz we mnie c:
To na tyle ogłoszeń i wgl. Zauważyłem że odbija mi xd LOL. ♥
Do następnego <3



poniedziałek, 28 stycznia 2013

34

Chwilę wpatruję się w brudny chodnik, po czym ruszam w stronę Lindsay. Widzę ją z dala. Skręca gdzieś. Okazuje się że idzie na obrzeża Londynu. Chowam się za krzakami i oglądam sytuację rozgrywającą się kilka metrów dalej. Kłócą się i to dosyć dobitnie. Najwięcej Lindsay krzyczy. Potem dołącza się Charlotte. " Zasłużył na to!" To zdanie utknęło w moich myślach. Nagle widzę lśniącą czerń pistoletu. Strzał. Charlotte pusto wpatruje się w siostrę. Upada na ziemię i zamyka oczy. Wybiegam z mojej dotychczasowej kryjówki.
- To ona na to zasłużyła... Nikt nie będzie zakłócał szczęścia moim przyjaciołom. I mojej rodzinie. - mówi powoli i cicho.
- Ale to twoja siostra... - szepczę i wybieram numer karetki na telefonie.
- Już nie. - wzdycha i odchodzi. Po 5 minutach dzwonię na karetkę i odbiegam do szpitala, do Nathana. Wchodzę do budynku. Max karci mnie wzrokiem, długo mnie nie było. Siadam na krześle i zasypiam.
Następnego dnia, siedzę obok łóżka Natha. Reszta odwiedziła Evę i pojechała się odświeżyć. Nerwowo stukam palcami o kolana. Patrzę na twarz mojego przyjaciela. Smutno mi. Jego powieki się poruszają, aż w końcu otwiera swoje oczy. Spogląda na mnie i nieprzytomnym wzrokiem błądzi po pokoju. Dzwonię po pielęgniarkę, która przychodzi z lekarzem. Badają go. Odpinają rurkę i pozwalają mu samemu oddychać. Nieznacznie patrzy na mnie. Lekarz i pielęgniarka wychodzą, po uprzednim przypomnieniu iż Nathan ma odpoczywać. Piszę smsa do Maxa. Chowam telefon do kieszeni i uśmiecham się do Sykesa.

~*~ Perspektywa Nathana ~*~
Kojarzę skądś tego chłopaka... Ale nie wiem skąd. I jeszcze się uśmiecha. Chwilę potem do sali wchodzi 5 ludzi, w tym ładna dziewczyna, ubrana w dres. Na ręce ma wenflon, też jest z tego szpitala.
- Hej, Nath. - całuje mnie w czoło a ja unoszę brew.
- Kim jesteście? I... ja się tak nazywam? - nerwowo pytam.
- Nie pamiętasz nas? - zadaje pytanie chłopak z loczkami a ja kręcę przecząco głową.
- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Śpiewamy razem w The Wanted. A to jest Eva, dziewczyna którą kochasz.
- Ja jestem w zespole? - unoszę brew - Gdzie Jess? I mama?
- Spokojnie. Nathan, one chyba nie przyjdą.
- Dlaczego? Nie mogę być w zespole, mam przecież 16 lat. - mówię i chwytam kołdrę.
- Nie. Masz 19 lat! - podnosi głos łysy a ja przełykam ślinę.
- Jest 2009 rok. - stwierdzam a blondynka chowa twarz we dłoniach i ucieka.
- Ty nic nie pamiętasz. Kompletnie. Mamy 2013 rok, Nath. - wzdycha brunet i idzie za dziewczyną. Opadam ciężko na poduszkę i wpatruję się w sufit. To nie możliwe.


Uważam że ten rozdział jest zbyt chaotyczny. xd
Zawieszę i tak czy siak. Przykro mi. 
Mój kolejny blog. :3 --> http://i-foundyou-girl.blogspot.com/
Dziękuję za zajebiste i budujące komentarze ;*
Jesteście wielcy!
Do następnego <3